Wednesday, January 16, 2013

"The Sessions" - triumphant John Hawkes

Once in a while there is a movie that changes your perspective on things. For some it was "Untouchables" last year. To me, it was ok and optimistic and generally a success, but it nevetheless lacked something. Where "Untouchables" lacked, "The Sessions" are winning.
Ben Lewin's feature is about Mark O'Brien, a 40-year-old disabled journalist. Actually, Mark is attached to his bed due to this horrible polio disease that took his ability in the early childhood age ("polio" as in "Roosevelt's polio" as well). Because Mark is disabled, he hasn't also many opportunities in life in which he could physically experience love, and so, on the verge of turning "40" he decided that he doesn't want to be a virgin anymore. Obviously, it's not easy to find him the right partner and friends turn his attention towards an experienced "surrogate" or "sex-therapist" that is supposed to help Mark face his fears and reach fulfillment, also sexually.
Lewin's movie is very subtle. There is no simplifying vulgarity and obscenity like in "40-year-old virgin." Here everything is shown in a delicate, sensitive way. Helen Hunt and John Hawkes accompanied by brilliant William H. Macy as a catholic priest create a super-ensemble for such a story. Emphasizig just the right accords, showing the right feelings, pulling the right strings. Far better than pretty much everything you've seen on mature sexuality there is.
For my extended review in Polish scroll down or go to FilmNews.
Check also Roger Ebert's review.

 
 John Hawkes as Mark O'Brien
 Helen Hunt as Cheryl
 William H. Macy


O potrzebie bliskości mimo wszystko - recenzja filmu „Sesje” Bena Lewina
 
Opowiedzieć o seksualnych potrzebach czterdziestolatka bez podtekstów, wulgarności, w sposób subtelny i delikatny to niełatwa sprawa. Opowiedzieć o życiu seksualnym (a raczej jego braku) sparaliżowanego czterdziestolatka-prawiczka to misja obarczona podwyższonym jeszcze ryzykiem. Aby się udało, niezbędna jest życiowa dojrzałość, dystans, odpowiedni materiał na film i oczywiście właściwi odtwórcy ról. W filmie „Sesje” urodzonego w Polsce Australijczyka Bena Lewina zgadza się absolutnie wszystko. Historia Marka O’Briena poruszyła swego czasu opinię publiczną w Stanach. O’Brien był bowiem sparaliżowanym od szyi w dół (na skutek przebytego w dzieciństwie polio) dziennikarzem, który swoje teksty pisał przy pomocy patyczka trzymanego w ustach. Jego walka o godne życie służyła już wcześniej za inspirację filmowcom, między innymi w nagrodzonym Oscarem w 1997 roku (dwa lata przed jego śmiercią) krótkometrażowym dokumencie Jessiki Yu „Breathing Lessons: The Life and Work of Mark O’Brien”. Tym razem posłużyła za podstawę scenariusza filmu fabularnego – niezwykle ciepłej i podnoszącej na duchu historii o przełamywaniu tabu i otwartych rozmowach na trudne tematy. Kto wie, może „Sesje” przysłużą się postrzeganiu osób niepełnosprawnych jeszcze bardziej niż niedawny eksportowy hit Francji, czyli „Nietykalni”.

Zbliżając się do nieuchronnego przejścia „na tą złą stronę czterdziestki” Mark O’Brien (John Hawkes) zapragnął po raz pierwszy zbliżyć się fizycznie do kobiety i poczuć się „prawdziwym mężczyzną”. Do tej pory jednak na swojej drodze spotykał jedynie niezbyt atrakcyjne opiekunki lub zaangażowane lesbijki, pragnące mu za wszelką cenę pomóc. Kiedy wreszcie poznaje wyjątkową dziewczynę, wiadomo, że ta fascynacja nie może skończyć się dobrze. Porażka motywuje jednak Marka do podjęcia konkretnych dalszych kroków, by coś w swoim monotonnym życiu wypełnionym rozlicznymi ograniczeniami zmienić. W ten sposób trafia do Cheryl (Helen Hunt) – terapeutki, seksuologa i „surogatki” w jednym, której zadaniem będzie pozbawić Marka lęków i doprowadzić do satysfakcjonującego spełnienia seksualnego. Nie o seks tu jednak chodzi. W każdym razie nie tylko o seks. Najważniejsze w czasie tych szczególnych „sesji” jest uważne wsłuchanie się w potrzeby własnego ciała, pokonanie barier, pogodzenie się z własnymi ułomnościami i osiągnięcie harmonii na wielu płaszczyznach.  A wszystko to w ciągu jedynie sześciu spotkań, Cheryl bowiem w swojej pracy zawodowej kieruje się niewzruszonymi zasadami, zabezpieczającymi przed nadmiernym i nieprofesjonalnym emocjonalnym zaangażowaniem się w związek z pacjentem.

Najjaśniejszą stroną nowego filmu Bena Lewina są oczywiście bezbłędni aktorzy, którzy już nie raz udowodnili swoją klasę. Helen Hunt co prawda od kilkunastu lat (mniej więcej od oscarowej roli w „Lepiej być nie może”) grywa podobne role, czyni to jednak z dużym wdziękiem. Świetnie sprawdza się w roli wrażliwej seks-terapeutki, która nie jest taką perfekcjonistką, za jaką się uważała. Co najważniejsze, nie przyćmiewa swoją grą głównego bohatera filmu, ale stanowi dla niego subtelne tło. Dobitnie zaznacza swą obecność na ekranie, ale nie stara się za wszelką cenę skupić całej uwagi na sobie. A mogłaby to przecież zrobić z łatwością, choćby dlatego, że w kilku scenach pojawia się kompletnie naga. Nagość nie jest jednak w „Sesjach” wulgarna, nie stanowi celu całej historii, a staje się jedynie środkiem do skierowania historii na właściwe tory.  

John Hawkes jako Mark po raz kolejny pokazuje, że może zagrać absolutnie wszystko. Nie boi się metamorfoz, w każdym kolejnym wcieleniu zmienia się jak kameleon. Wydaje się, że dopiero co można go było oglądać w „Do szpiku kości”, grał też przywódcę sekty w „Martha Marcy May Marlene” i opiekuńczego ojca w „Arkadii”. W „Sesjach” jest znowu niemal nie do poznania. Cały czas trzyma się jednak ról drugoplanowych, do niedawna niewielu kojarzyło jego nazwisko, ale już został ogłoszony przez krytyków „królem Sundance”. Ten przydomek trafnie odnosi się do jego artystycznych korzeni i dążeń, bo faktycznie na drugim planie tworzy klasę samą w sobie. „Sesjami” pokazuje, że nie tylko dźwiga brzemię roli pierwszoplanowej, ale jeszcze robi to po prostu koncertowo.

Chociaż temat filmu Bena Lewina niełatwy, a na swój sposób kontrowersyjny, „Sesje” dalekie są od wulgarnych prób podjęcia podobnego wątku wyjściowego, w stylu „Czterdziestoletniego prawiczka”. Tutaj mamy do czynienia z admiracją życia w pełnym tego słowa znaczeniu, uczynioną z humorem i dystansem. Bardzo wdzięczny, pozytywny film o przełamywaniu barier i potrzebie bliskości.
Magda Maksimiuk

Ocena: 5/6



No comments:

Post a Comment