Tuesday, January 15, 2013

"Ceasar Must Die"

The latest movie by the Taviani brothers won last year's Berlinale, but only now it arrives in Poland and some other countries on the continent. It is a difficult docu-drama set in a prison, where the prisoners are about to perform one of William Shakespeare's drama, "Julius Ceasar." They are simple people with simple minds, but they understand enough about brotherhood, blood, killing and power. This is why a theatrical play rises questions and undiscovered emotions. Interestingly enough, the movie was set in Rebibbia, a famous prison when Ali Agca was an inmate for some time as well.
When "Ceasar Must Die" was shown in Berlin, in brought different emotions into daylight. Some reviewers said it was an easy choice of the Jury (led then by Mike Leigh). I wasn't a real fan of the picture either, but it actually gained new meaning some time after I saw it.
Really what astonishes in the film most, are the scenes of the casting. There are dozens of prisoners, all wanting to be in the play desperately, all speaking different accents, all there because of a terrible crime. And surprisingly enough, all very open-minded about theatre. One of the prisoners (Salvatore Striano playing Brutus) after leavinf prison, became a professional actors. Food for Thought.
More in The Guardian and The Hollywood Reporter.
My review was published on FilmNews, you can also scroll down.






Shakespeare za kratami - recenzja filmu „Cezar musi umrzeć”

Chociaż bracia Taviani spokojnie mogliby już odejść na emeryturę, wszak już w 1986 roku otrzymali Złotego Lwa za całokształt twórczości w Wenecji, być może mają w planach zrównanie się z absolutnym wiekowym rekordzistą, Manoelem de Oliveirą, który mimo 104 lat właśnie zaczyna kręcić swój kolejny film. Włoscy bracia są jednak dużo młodsi od znakomitego portugalskiego nestora kina (co to jest 80. na karku), a zdobyty w ubiegłym roku Złoty Niedźwiedź na Berlinale mógł, i z pewnością dodał, wiatru w żagle.

Wyróżniony film „Cezar musi umrzeć” („Cesare deve morire”) dociera do Polski dopiero teraz, kiedy od następnej edycji berlińskiego święta kina dzielą nas już ledwie trzy tygodnie. To jednak dobra wiadomość, bo nie wiadomo, czy gdyby obraz Paolo i Vittorio Tavianich nie dostał tej nagrody, w ogóle by się w kinach pojawił. Od dawna bowiem obserwatorzy i znawcy włoskiego kina utyskują, że od śmierci Felliniego, Antonioniego, Rosseliniego, Viscontiego czy De Siki znacznie mniej wartościowych filmów z tamtej części Europy jest dystrybuowanych nie tylko do Polski, ale i innych krajów kontynentu.

Natomiast brak „Cezar musi umrzeć” w normalnej dystrybucji kinowej byłby dużym błędem. Jest to bowiem kino eksperymentalne, intrygujące, poruszające wiele tematów zakorzenionych we włoskiej, i nie tylko, świadomości. Osadzone w strukturze fabularyzowanego dokumentu, opisuje przebieg programu, w którym wzięli udział więźniowie zakładu zamkniętego Rebibbia (tu odsiadywał wyrok m.in. Ali Agca). Znany na Półwyspie Apenińskim reżyser teatralny Fabio Cavelli zdecydował się zaangażować więźniów do produkcji sztuki Williama Shakespeare’a „Juliusz Cezar”. Sam już wybór materiału ma wymiar symboliczny. Rzecz dotyczy przecież dyktatora czasów starożytnego Rzymu i jego zabójstwa w czasie id marcowych, w interpretacji bodaj najlepszego dramaturga wszechczasów. Włoscy amatorzy nie zawsze mówią jednak w czasie prób na więziennym spacerniaku językiem stratfordczyka. Początkowo mają ogromne trudności ze zrozumieniem tekstu, są przecież zazwyczaj przestępcami pochodzącymi z nizin społecznych, którym nie śniło się, że będą interpretować Shakespeare’a. Dopiero, kiedy zaczną się uczyć swych kwestii, poczują rytm i język dramatu, zanurzą się w szczególnym teatralnym uniwersum, zapomną choć na chwilę, gdzie i kim są, i zespolą się z granymi postaciami w jedno.

To jednak, co w filmie Tavianich jest najciekawsze, to symboliczne zrośnięcie i wzajemne przenikanie się dwóch płaszczyzn: teatralnej fikcji i codziennych zmagań więźniów. Spotykają się one w najbardziej widoczny sposób w początkowych scenach wstępnych castingów, podczas których więźniowie muszą wykazać się umiejętnością ekspresyjnego okazywania uczuć i lęków, ale bez użycia przemocy, do czego wcześniej byli bez wątpienia przyzwyczajeni. Każdy z nich posługuje się innym akcentem, co samo w sobie może być już zarzewiem konfliktu. Każdy pochodzi z innej części kraju, sprzyja innej mafijnej grupie. Nie uznaje kompromisów, nie próbuje zrozumieć współwięźniów, traktuje ich jak pierwszorzędnych wrogów. Chcąc jednak zdobyć rolę w amatorskim przedstawieniu, by tymczasowo zabić nudę panującą za kratami, musi zacząć myśleć o innych. Przestawić się z postrzegania otaczającego świata jako areny działań ofensywno – defensywnych na poprawę relacji zespołowych. Taviani sygnalizują to symboliczne przejście dość prostym środkiem wyrazu, mianowicie większa część filmu zrealizowana jest wyłącznie w czerni i bieli. Dopiero, kiedy cel zostanie osiągnięty, więźniowie staną się zespołem, teatralną trupą z prawdziwego zdarzenia, zobaczymy na ekranie kolor.

„Cezar musi umrzeć” to coś więcej niż intrygujący eksperyment. To ambitna próba dotarcia do najgłębiej skrywanej potrzeby akceptacji i wrażliwości wśród ludzi, którzy okazywanie uczuć traktują jako oznakę słabości. Dla nich dopiero odkrycie sztuki pozwoliło prawdziwie przejrzeć na oczy i zapłakać nad własnym losem.

Magda Maksimiuk

Ocena: 4/6  

No comments:

Post a Comment