This new film by Morgan Spurlock also has a thesis. But above all, it doesn't feel to be so pushy too much. But, you see, to me it seems, that it's enough to show up at the annual Comic-Con in San Diego to get the idea about what is actually happening there and make a brilliant documentary about it. That's my basic reservation. But "Comic-Con Episode IV" is an enjoyable watch. After all, we're all freaks and geeks, but some of us haven't found what is it that makes them geky or nerdy. Not yet, at least.
I'm really fascinated by the movie, not just because I'm a fan too myself. The doc says a lot about the American society. After all, it's all about the pursuit of happiness, this whole fan idea, isn't it?
My full review in Polish was published on filmnews.com.pl here, (included below) but I also included this movie in my Top 3 documentary list during the last American Film Festival in Wroclaw. More here.
Mass Effect costume creators and heroes of the movie
from the right: Morgan Spurlock, the director, Joss Whedon, Stan Lee
One of the heroes of the film, a collector. His wife opposes. Justly.
Kevin Smith, a frequent participant to Comic-Cons.
Heroes of the doc, on the red carpet at the premiere.
Magda Maksimiuk
A czy ty jesteś komiksowym geekiem? – recenzja „Comic Con Epizod V:
Fani kontratakują”
Comic Con w San Diego to doroczny zjazd przeróżnej maści dziwaków,
freaków, nerdów i geeków, dla których religią jest komiksowa fikcja, bogami –
rysownicy i twórcy kultowych postaci. Coraz rzadziej jednak niestety jest to
święto tradycyjnego rysunku, coraz częściej – impreza promująca filmy, gry
komputerowe i gadżety z nimi związane. Znak czasów. Kolorowe zszywane zeszyty
stają się już dzisiaj tylko gratką dla kolekcjonerów, dla których liczy się
papier, jego tekstura, zapach, grubość, połysk. Dla współczesnych fanów najwięcej
znaczą media elektroniczne i transfer kultowych postaci z monitora czy ekranu
kinowego do reala. Nie ma miejsca na pokątne czytelnictwo dymków i podziwianie
charakterystycznych kresek obrazkowych historii. A jednak nawet dla
dzisiejszego, zamkniętego w nierealnej rzeczywistości nastolatka, legenda
komiksu Stan Lee ciągle wzbudza respekt i cieszy się uwielbieniem milionów.
Jest być może jednym z ostatnich reliktów świata, który powoli odchodzi w
zapomnienie. Świata, w którym dzieci przysiadały na ulicy obok kiosku, żeby na
miejscu dowiedzieć się, co stało się z ich ulubionymi bohaterami w ostatnim
odcinku przygód.
Film Morgana Spurlocka, mimo, że jest tak doszczętnie
nowoczesny, tak jak nowoczesne są dziś zjazdy Comic Con, z sentymentem
przypomina tamte czasy. Czasy, kiedy liczył się rysowniczy talent i wyobraźnia,
a nie – duże pieniądze na zaawansowaną animatronikę i inne technologie
przyszłości, czy gigantyczne produkcje kinowe.
Chociaż dzisiejsze Comic Con w niczym nie przypomina zjazdów
sprzed lat, na szczęście duch pierwotnych konwencji wielbicieli komiksu został częściowo
zachowany. Do tej pory zjeżdżają tu bowiem fanatycy i hobbyści z całego świata,
by poczuć jedność z takimi samymi jak oni pasjonatami. Ci wszyscy ludzie w
swoich domach są traktowani jak ekscentrycy albo nieszkodliwi dziwacy. Na Comic
Con mogą się wreszcie poczuć jak u siebie. Nikt nie zwróci szczególnej uwagi,
kiedy dorosły facet biegnie co sił, by kupić wyczekany model plastikowej
figurki z ulubionej gry. Nikt też nie będzie oceniał gościa, który zaczyna
płakać, kiedy ktoś sprzątnął mu sprzed nosa ostatni egzemplarz limitowanej
edycji gry. Jeśli fanatycznie uwielbiasz kolekcjonować, tu na pewno spotkasz
kogoś takiego, jak ty. Wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, że na Comic
Con zjeżdżają ludzie, którym gry, filmy i figurki zastępują prawdziwe życie.
Stanowią substytut dla normalnych relacji międzyludzkich, pozwalają zapomnieć o
problemach dnia codziennego i powrócić do lat dzieciństwa, kiedy wszystko było
łatwiejsze, a ktoś inny podejmował wszystkie decyzje. Otóż jak się okazuje,
geekiem i fanem można być także wtedy, kiedy jest się rozpoznawanym na całym
świecie reżyserem (Kelvin Smith, Guillermo del Toro), aktorem/aktorką (Seth
Rogen, Olivia Wilde, Eli Roth) czy scenarzystą (Joss Whedon). Zdobycie
autografu i chwila rozmowy ze Stanem Lee (współtwórca m.in. „Hulka”, „X-Men”,
„Spider-Mana”, „Avengers”) cieszy tak samo, czy się samemu jest sławnym, czy
tylko sławnych się ogląda z daleka.
Dokument Morgana Spurlocka („Super Size Me”) to hołd złożony
ruchowi fanowskiemu, niezależnie od tego, czy jest się fanem, geekiem, nerdem
czy freakiem. To film dla pasjonatów o pasjonatach. Pozwala częściowo zrozumieć
fenomen kolekcjonerstwa, wszelkiego rodzaju zbieractwa, ale też dotyka wielu
problemów współczesnego społeczeństwa amerykańskiego. Wśród bohaterów „Comic
Con Epizodu V” znajduje się bowiem żołnierz pragnący zamienić żołd na pensję
rysownika w Marvelu, barman mieszkający piwnicy u rodziców, zdolna projektantka
gumowych kostiumów, którą wszyscy biorą za dilerkę czy starszy sprzedawca
komiksów, odczuwający na własnej skórze kryzys na rynku wydawniczym. Ich
historie są interesujące, tak jak interesujące okazałyby się niechybnie
życiorysy większości odwiedzających co roku San Diego. Spurlock tym razem nie
musiał się specjalnie wysilać, nie testował na sobie lateksowych kostiumów, nie
wystawał godzinami w kolejce po plastikową figurkę, nie próbował dostać się na
spotkanie z Chrisem Evansem (nowym Kapitanem Ameryką). Wystarczyło, że pojawił
się na Comic Con z kamerą, a temat przyszedł do niego właściwie sam. Nie
zmienia to faktu, że „Epizod V” ogląda się z autentycznym zainteresowaniem i podziwem
dla autora, któremu w tak zaangażowany i intrygujący sposób udało się
przedstawić akurat te, a nie inne historie. Nie brak tu suspensu, elementów
romansu, opowieści „od zera do bohatera”, wynurzeń „starej gwardii” o tym, jak
to było kiedyś. Z bohaterami Spurlocka łatwo się utożsamić. Są w gruncie rzeczy
tacy sami, jak inni. Też mają swoje marzenia i pasje. Im też zależy, aby z
własnego hobby uczynić sposób na życie i móc się z tego utrzymać. Kto by nie
chciał pracować nad tym, co się prawdziwie kocha. Niestety, takie szczęście
przypadnie w udziale nielicznym. O tym jest właściwie ten film. O dążeniu do
spełniania marzeń, o tym typowo amerykańskim „pursuit of happiness”, ciągłym
dążeniu do osiągnięcia prawdziwego szczęścia.
No comments:
Post a Comment