Tuesday, April 9, 2013

"Spring Breakers" - Britney Spears, pink unicorns and James Franco's silver teeth

So, here it is. The one and possibly only time when I see Vanessa Hudgens and Selena Gomez on screen, and in a good movie too. But you know, with "Spring Breakers" it's like that: you either love it to death or think it's just crap. Well, perhaps for me it's not a masterpiece, but it definitely is original, unique and catches your attention. If it tells the story of how degenerated today's youth is - I doubt that. But it made me think of it, so I suppose there is something to it.
James Franco steals the show when he screams that he's got "all that shit" and that everything is his, and he has plenty of shoes, guns, money and "all that shit". This guy really is a chameleon! I've recently seen his in what - 5 films maybe? Maybe even more, and that's just this year! (there was "Lovelace", "Interior. Leather Bar", "Maladies", "Oz", now "Spring Breakers" and he's currently working on a few more things, the guy is a dynamite!)

"Spring Breakers" - definitely worth seeing. If not for half-naked young girls sunbathing and swimming in Florida, if not for James Franco sitting by a white piano singing Britney Spears' song, then for just having your own opinion. The movie performed "the hurricane effect" during the last Venice Film Festival - since then everyone was talking about it. So, just have your own opinion!
Spring break forever!

Rating: ****

For guidelines in Polish check FilmNews or scroll down for the full review.
NY Times

Britney Spears, różowe jednorożce i platynowe zęby Jamesa Franco – recenzja „Spring Breakers”

Mamy kalendarzową wiosnę, więc i czas premiery najnowszego filmu Harmony’ego Korine zapewne nieprzypadkowy. Dystrybutor najwyraźniej przewidział kaprysy tegorocznej aury i proponuje film, od którego od razu robi się gorąco.

„Spring Breakers” to na pierwszy rzut oka typowy przeciętniak dla młodzieży młodszej i starszej. Reżyser rzuca w stronę widza podpowiedzi, czego się można spodziewać, bo z plakatu zerkają wygięte ponętnie Selena Gomez i Vanessa Hudgens, niegdysiejsze dziecięce gwiazdki Disneya. Dzisiaj każda już podążą swoją drogą. Jedna (Gomez) umawiała się z Justinem Bieberem, druga (Hudgens) z poprzednikiem uzdolnionego wokalnie Kanadyjczyka w sercach małolat – Zac’iem Efronem. Co też one robią na plakacie filmu, który podobno zrobił taką furorę w Wenecji?

Kto jednak wie coś więcej o działalności Korine już wie, że to jednak reżyser puszcza oko do nieświadomego widza. Jednocześnie zaprasza do kin i odrzuca od kas biletowych tych, których do aktorskiego talentu gwiazdek dziecięcej telewizji nie da się łatwo przekonać. Ale jak się już kupi bilet i zasiądzie w fotelu… zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki! „Spring Breakers” jest początkowo utrzymany w dyskotekowym tempie rodem z klipów puszczanych jeszcze kiedyś w Vivie czy MTV. Szał półnagich ciał na plaży, pulsujących w rytmie bitów najpopularniejszych DJ-ów. Młoda ludzka masa zbita w jeden tłum zmieszana z gorącym piaskiem, słoną wodą, morzem alkoholu i w oparach narkotyków. Tu wszystko jest łatwe. Łatwo nawiązuje się przyjaźnie, łatwo zdobywa narkotyki, łatwe i pełne przygód jest życie bez dozoru. Witajcie na Florydzie w czasie wiosennych ferii. Kiedy traci się już nadzieję na konkretny zarys fabuły, kiedy nagość i rozpusta przestają wystarczać, na ekranie pojawia się Alien (genialny James Franco). Garnitur platynowych zębów (bo go stać), szerokie spodnie zwisające z pośladków, rzędy warkoczyków na włosach – to prawdziwy „gangsta” w stylu bling. Swobodnie i z polotem rapuje wśród uradowanych dzikich studentów, świecąc złotem i jednodolarówkami. Nie musi jednak zbyt wiele robić – ta masa bawi się już sama. Większość z nich urwana ze smyczy i wyciągnięta z kieratu dnia codziennego zwyczajnie nie wie, co ze sobą robić – podążą za resztą. Podobnie cztery główne bohaterki (oprócz Hudgens i Gomez też żona reżysera Rachel Korine i Ashley Benson) – nie mając pieniędzy na szalony wypad („wszyscy” już przecież wyjechali) postanawiają napaść na lokalną knajpę. Podekscytowane sukcesem i nabuzowane niesamowitą adrenaliną nie mogą przestać – sieją dzieło zniszczenia – i bawią się przy tym świetnie. Podczas Spring Break nie ma reguł – możesz trzymać się z paczką znajomych, ale ostatecznie jesteś zupełnie sam. Słabi odpadają. Satyra na współczesne bezstresowe wychowanie? Ironiczne ujęcie rozszalałych nastolatków, którzy nagle uświadamiają sobie, że dorosłe życie to nie dzika balanga 24/7? Filmu Korine’a nie wolno brać dosłownie, bo w ustach zostanie mdlący słodyczą landrynkowy posmak.

Wychodząc z kina po projekcji przez dłuższy czas zastanawiałam się, co się właściwie stało? Czego byłam świadkiem? Cukierkowa otoczka zamydliła mi oczy, James Franco grający na białym pianinie nad brzegiem morza balladę Britney Spears (kiedyś też gwiazdkę ze stajni Disneya) całkowicie zawładnął moim umysłem. Ale zaraz nadchodzi opamiętanie – przecież to Korine! Ten gość od „Skrawków”, „Dzieciaków”, „Julien Donkey-Boy” i „Trash Humpers”! To nie tak, jak ci się wydaje! Bo oto jednak „Spring Breakers” to nie jest klip. To też nie sensacyjniak z gangsta rapem w tle. A już na pewno nie następni „Młodzi gniewni”. Te cztery dziewczyny w swoim dzikim szale i kontestacji dotychczasowego życia mówią pewnie więcej o amerykańskim społeczeństwie niż niejeden współczesny moralitet. Tarzając się w „banknotach z Benjaminem Franklinem” szukają filozoficznej głębi w tekstach pop gwiazdki Spears i dubstepie Skrillex’a. Czy rzeczywiście są odzwierciedleniem wyzwolonych dzieciaków, czy to tylko spełnienie najskrytszych marzeń reżysera? Korine skutecznie myli tropy, prowadzi na manowce, krzyżuje ślady by doprowadzić do dość przewidywalnego, a jednocześnie oryginalnego finału. Jak on to robi? I co się właściwie stało?

Magda Maksimiuk
Ocena: 4/6



No comments:

Post a Comment